25 maja z rąk JE abp Józefa Kowalczyka dwóch michalitów otrzymało święcenia prezbiteratu. W przeddzień tej uroczystości zapytaliśmy ks. Krystiana Rosadę, jak wyglądała droga jego powołania, co było ważne w procesie rozeznawania.
Redakcja: Kiedy zacząłeś myśleć o powołaniu?
Ks. Krystian Rosada: Myśl o zostaniu księdzem czy zakonnikiem towarzyszyła mi całe życie. To nie jest tak, że kiedyś w pewnym momencie zorientowałem się, że Pan Bóg chce ode mnie, żebym został księdzem, że muszę coś zostawić i na siłę zmieniać i przedefiniowywać swoje życie, chociaż tak to później wyglądało. Jakkolwiek było... Wstąpiłem do zakonu trochę później niż po szkole średniej. Powiedzmy, że mężczyźnie w średnim wieku trudno było zostawić pewne rzeczy.
Jeśli chodzi o powołanie, bycie księdzem, zakonnikiem, towarzyszyło mi to przez całe życie, od małego dziecka. To raczej ja robiłem uniki, jeśli chodzi o odpowiedz Panu Bogu, zwłaszcza przed studiami. Tak sobie myślałem „Panie Boże, zobaczymy po studiach”. Gdy kończyłem teologię, po 5 latach, przypomniały mi się tamte myśli. Były jednak różne perypetie życiowe z dziewczynami, różne relacje, jedna bardziej konkretna. To wszystko odwlekało decyzję o wstąpieniu do zakonu. Takim bezpośrednim przygotowaniem były rekolekcje ignacjańskie. To nie jest tak, że ja coś rzuciłem, czy uciekałem. To był pewien proces dojrzewania do tej decyzji. Kluczowe były rekolekcje, który trwały 2 lata. Później – rozstanie i rok wypełniony rozmowami z księżmi i spowiednikiem, który pozwolił mi dojść do momentu, kiedy byłem gotowy podjąć decyzję że warto spróbować. Potem dobrze to owocowało w formacji, bo jako już starszy facet nie musiałem rozwiązywać dylematów młodzieńczego wieku. Pewne rzeczy miałem już przedefiniowane przed wstąpieniem, cała sztuka polegała na tym, żeby wejść w formację i w struktury seminaryjne.
Cieszę się, że to jest ten moment. Że nie 10 lat temu, nie 15. Jestem Bogu wdzięczny za swoje życie, za wszystkich ludzi, których poznałem, za szkołę, cieszę się, że jestem tu i teraz.
Czyli decydujące były rekolekcje ignacjańskie?
Powrót do tego, co gdzieś w sercu pulsowało, dokonał się właśnie w czasie rekolekcji ignacjańskich. Było to powolne wchodzenie i odkrywanie duchowości ignacjańskiej, ale też rozeznawania. Ważne były dla mnie słowa prowadzącego rekolekcje, który mówił, żeby słuchać swojego serca i tam szukać odpowiedzi.
Czym dla Ciebie był czas seminarium? Na pewno było Ci trudniej, skoro byłeś starszy od współbraci...
Seminarium ma swoje struktury i trzeba się dostosować, starszemu facetowi, który jest już niezależny, który ma swoje pieniądze, było ciężko. Trudno było zrezygnować z poprzedniego życia. Troszeczkę mnie to kosztowało, ale dobrym przygotowaniem pod seminarium, był nowicjat, do którego bardzo mocno się przyłożyłem. Nowicjat był pustynią, etapem przyglądania się samemu sobie. Dla mnie seminarium to był też czas poznawania zgromadzenia, kontyuacji studiów, co sprawiło mi wielką radość, nauka zawsze dawała mi wiele przyjemności. Gdy wyjeżdżałem z seminarium na praktykę do Warszawy, mogłem powiedzieć, że krakowski dom to moja rodzina, że jak wracam, to się po prostu cieszę.
Przyszedłem do seminarium w wieku 33 lat. Moja formacja musiała być trochę inna, musiałem być bardziej ułożony. W tym wieku mężczyzna musi być już na tyle dojrzały, żeby bardziej towarzyszyć młodszym współbraciom w ich formacji, w rozwiązywaniu ich problemów.
Czy nie miałeś kłopotów z tym, że ktoś jest na pierwszym roku formacji jako młody chłopak po maturze, ma zupełnie inne problemy, a Ty już masz to wszystko przepracowane. Nie ograniczało Cię to?
Już w nowicjacie trochę mnie to kosztowało. Kiedy np. przychodził młody chłopak, który w precedensji zakonnej stał troszeczkę wyżej, i wydawał mi polecenia. Dodatkowo jako nauczyciel cały czas tkwiłem w strukturach szkolnych, więc trzeba było się przestawić i to troszkę pokory kosztowało.
Każdy musi iść swoją drogą, moja była troszkę inna, to był licencjat, hospicjum, praca w areszcie... Dużo mnie to nauczyło.
Jak długo jesteś w formacji?
W sumie 5 lat: nowicjat, 2 lata w seminarium w Krakowie i 2 lata praktyki w Warszawie.
Jak zmieniło się Twoje postrzeganie zgromadzenia przez te 5 lat?
Dla mnie ten obraz zgromadzenia i Pana Boga po 5 latach jest dużo głębszy i dużo prawdziwszy. Cieszę się, że cały czas poznaję zgromadzenie, bo wiele jest jeszcze do poznania i przeżycia. Na pewno dojrzalej postrzegam zgromadzenie. Pojawił się realizm i konkret. Te 5 lat na bardziej mnie otworzyło na Pana Boga i urealniło Boga w rzeczywiści.
Zgromadzenie podejmuje wiele dzieł. Gdzie chciałbyś pracować? W jakiej działce się widzisz?
Wola przełożonych. Przyszedłem do zgromadzenia z pewnym doświadczeniem. Przez 9 lat pracowałem jako katecheta, jako wychowawca klasy, i nie będę ukrywał że „moje poszukiwanie” zgromadzenia bazowało na doświadczeniu, które już mam. Myślę, że jest to chęć rozwoju i kontynuacji tego, co robiłem. Stąd chęć pracy w szkole, katechezie, wychowaniu (choć jest coraz trudniej), praca duszpasterska. Przez 5 lat posługiwałem w więzieniu, w domu dziecka, chciałbym kontynuować tego typu pracę.
A gdzie się widzisz za kilka lat?
Nie wiem, jak długo starczy sił i cierpliwości w pracy szkolnej. Tak sobie myślę, że może kiedyś Pan Jezus by pobłogosławił w życiu sanktuaryjnym, gdzie będzie trochę więcej spowiedzi, gdzie doświadczenie kapłańskiej bardziej wejdzie w krwiobieg duchowy. Z tym, że na chwile obecną jestem na etapie realizmu i konkretów, dlatego nie mam marzeń w tej kwestii.
Czego się boisz w kapłaństwie?
Dla mnie kapłaństwo to praca na własnym sercu w relacji z Panem Jezusem. Chciałbym we wszystkich przestrzeniach życiowych, do których Pan Jezus mnie poślę jako kapłana, być nieustannie w relacji z Nim, „przerabiać siebie”. Boje się, żeby nie pójść w przeciwległe zawołanie do „Któż jak Bóg” – czyli nie budować na sobie. Mam nadzieję, że moje kapłaństwo to nie będzie tylko droga do tego, żebym ja się czuł dobrze, mógł realizować siebie, ale przede wszystkim, że będzie to troska o dobro drugiego człowieka. Najbardziej boję się utraty relacji z Panem Jezusem.
Jaki cytat wybrałeś na swój obrazek prymicyjny i dlaczego właśnie ten tekst? Czemu jest on dla Ciebie ważny?
„W nawróceniu i spokoju jest wasze ocalenie, w ciszy i ufności leży wasza siła” (Iz 30,15). Jest to zawołanie proroka Izajasza ze Starego Testamentu. Świat dziś daje człowiekowi wszystko, aby odszedł od Boga, żeby stracił relację z Panem Bogiem, żeby nie pragnął nawrócenia. Nawrócenie to program Pana Jezusa, od tego rozpoczyna się Ewangelia, To jest dla mnie ważne. Natomiast spokój dotyczy pokoju, który daje Pan Jezus, który od niego płynie. Źródłem naszej mocy jest Pan Jezus.
Fot. Piotr Sikora