Dlaczego boimy się zła?

Zło jest złe. Wiem, że ta tautologia niewiele wnosi do dyskusji o naturze zła. Nie zmienia to jednak faktu, że doświadczenie zła to jedno z najtrudniejszych przejawów życia doczesnego. Nie bez powodu wzdychamy za innym życiem, gdzie zła już nie będzie. Czekamy na świat, w którym objawi się jedynie dobroć. Ten świat nazywamy niebem.

Zło kryje w sobie pewien paradoks. Z jednej strony kuszenie do złego może być źródłem wewnętrznego cierpienia i zmagania. Taki stan nazywamy walką duchową. Zło przedstawia się nam jako groźny przeciwnik. Boimy się go, bo wiemy, że ostatecznie nie przynosi ono dobrych skutków. Jest podstępne i zakłamane. Nie gra z człowiekiem fair. Z drugiej strony pokusa do złego wydaje się czymś interesującym, a wręcz intrygującym. Chęć wprowadzenia w życie zła, które proponuje pokusa wydaje się jakimś wewnętrznym spełnieniem, a nieraz obiecuje przyjemność i radość z wyrządzonej krzywdy. Dziwną naturę ma człowiek. Cieszy się ze skutków zła, ale jednocześnie boi się jego konsekwencji.

Zły duch nienawidzi człowieka i pragnie jego śmierci. Kiedy nie może tego dokonać posługuje się złem, aby upokorzyć człowieka i zadać mu ból. Cieszy się z ludzkiego nieszczęścia i robi wszystko, aby człowiek w tym cierpieniu nie zwrócił się do Boga, a nawet zaczął Go przeklinać. Przed taką próbą stanął przecież Hiob.

Lęk przed złem z jednej strony chroni nas przed popełnianiem grzechów. Z drugiej strony może być też formą dręczenia przez złego ducha. Taki lęk jest destrukcyjny i zły duch wykorzysta go przeciwko człowiekowi. Udręczony strachem i cierpieniem człowiek na chwilę „wpada do piekła”. Traci jasny ogląd sytuacji, rozgląda się za Bogiem, chce pytać o przyczynę, zapomina o modlitwie, dręczy samego siebie lękiem i obawami. Ostatecznie jednak to Bóg przychodzi z pomocą. Co ciekawe, często przychodzi jako  Ukrzyżowany. Krzyż z ludzkich grzechów jest rzeczą budzącą największy lęk. Jest horrorem ludzkości. Na pierwszy rzut oka jest manifestacją zła i jego pozornym zwycięstwem. Jednak po chwili okazuje się, że jest znakiem miłości posuniętej aż po śmierć. Miłości tak wielkiej, że człowiek jej nie pojmuje. Dziwi się, że podstępne zło zostaje pokonane w tak jednoznaczny i prosty sposób. Dzięki krzyżowi człowiek wychodzi z lęku i zaczyna wołać: „Jezu, ratuj!”. W odpowiedzi słyszy: „Nie bój się. Będziesz ze mną w raju”.