Kontemplacja w kierownictwie duchowym

Przed swoją śmiercią św. Karol de Foucauld dawał swoim braciom następujące wskazania: „I podążajcie za moim przykładem, przeznaczając na sen możliwie jak najmniej czasu, a większą część nocy, w miarę możliwości, spędzajcie czuwając w skupieniu i ciszy, w modlitwie, kontemplacji i zanurzeniu się w Bogu”. Wielokrotnie podkreślał, że kontemplacja ma stanowić centrum życia chrześcijańskiego, bo jest naśladowaniem życia ukrytego Chrystusa w Nazarecie.

Zainteresowanie praktykami kontemplacyjnym nieustannie rośnie. Okazuje się bowiem, że ta forma modlitwy towarzyszyła chrześcijanom przez wszystkie wieki i zachęcali do niej najwięksi święci. W ostatnich wiekach słowo „kontemplacja” nabrało wielu nowych znaczeń, natomiast jeszcze w XVI stuleciu było pojęciem dość jednoznacznym i dobrze zdefiniowanym. Święty Grzegorz Wielki określił je pod koniec VI wieku jako „poznanie Boga, które jest utwierdzone w miłości”. Dla Grzegorza kontemplacja była zarówno owocem rozważania Słowa Bożego, jak i cennym darem samego Boga. Odnosił on kontemplację do „odpocznienia w Bogu”. W odpocznieniu umysł i serce nie tyle szukają Boga, ile zaczynają doświadczać tego, czego szukają. Ten stan nie jest zawieszeniem jakiejkolwiek aktywności, ale redukcją wielu działań i aktów do jednego aktu lub myśli, przez którą doświadczamy Bożej obecności i działania.

Kierownictwo duchowe jest wielką pomocą dla wszystkich dusz kontemplacyjnych. Jest bezpieczną przestrzenią, gdzie mogą weryfikować doświadczanie kontemplacyjne i poddawać je rozeznawaniu duchowemu. Jednocześnie według zasady św. Dominika: Contemplari et contemplata aliis tradere (kontemplować i dzielić się z innymi owocami tej kontemplacji) rozmowa duchowa staje się obfitym dzieleniem się wszelkimi łaskami otrzymanymi w darze kontemplacji.

Trudno jednoznacznie zdefiniować kontemplację. Dopiero kontemplacyjne doświadczenie Boga w życiu duchowym człowieka daje pewien obraz spotkania ze światem nadprzyrodzonym wspólny dla tych wszystkich, którzy ten dar otrzymali. Po łacinie contemplatio, od cum – z, jednocześnie, razem, wspólnie; templum – określone miejsce, skąd rozciągał się obszar widzenia, pole obserwacji; świątynia; contemplari – czynność uważnego rozpatrywania czegoś za pomocą zmysłów lub ducha. W kontemplacji zasadniczą rolę odgrywa łaska i to nie jako wsparcie naszych naturalnych zdolności, ale jako czysty dar, w którym „widzimy” prawdy, a nawet raczej spotykamy się z Bogiem, który się nam objawia, przez co doświadczamy czegoś, co przerasta nasze naturalne zdolności poznawcze i wyobrażenia. W innym przypadku trudno mówić o prawdziwej kontemplacji i odróżnić ją od fałszywej.

W tradycyjnym rozumieniu kontemplacja nie jest czymś, co można osiągnąć własnymi siłami, ale raczej darem Bożym. Jest ona otwarciem serca i umysłu, otwarciem całego siebie na Boga. Modlitwa kontemplacyjna jest procesem wewnętrznej przemiany. Jest wejściem w relację zainicjowanym przez Boga i przez Niego prowadzonym, a jej ostatecznym celem jest zjednoczenie się z Nim.

Modlitwa kontemplacyjna nie jest nową formą w historii chrześcijaństwa. Praktykowano ją we wszystkich czasach. Jako forma modlitwy była początkowo nauczana przez Ojców Pustyni z Egiptu, Palestyny i Syrii, św. Ewagriusza z Pontu, św. Augustyna z Hippony, św. Grzegorza Wielkiego, Pseudo-Dionizego Areopagitę.

W wiekach średnich tradycję kontemplacyjną podtrzymywali: św. Bernard z Clairvaux, Wilhelm z St. Thierry i kartuz Guigo, a także mistycy nadreńscy (św. Hildegarda, św. Mechtylda, Mistrz Eckhart). Następnie wymienić należy autora Naśladowania Chrystusa i mistyków angielskich z XIV wieku: Waltera Hiltona, Richarda Rolle'a i Juliannę z Norwich. Oni także stali się częścią dziedzictwa związanego z modlitwą kontemplacyjną.

Po reformacji przedstawicielami tej formy praktyki wewnętrznej byli: św. Teresa z Avila, św. Jan od Krzyża, św. Teresa z Lisieux i cała francuska szkoła pisarzy duchowych (św. Franciszek Salezy), a także benedyktyni o. Augustine Baker i o. John Chapman. Wszyscy oni praktykowali modlitwę kontemplacyjną jako nieodłączną część ich życia duchowego.

W XX i XXI wieku inicjatywa szerzenia kontemplacji jako modlitwy została podjęta przez różne zakony, w tym jezuitów i karmelitów bosych. Za zadanie postawili sobie dzielenie się spuścizną założycieli i propagowanie jej wśród laikatu. Co więcej, niektórzy z mnichów, jak o. Thomas Keating i o. John Main, byli pionierami powrotu do biblijnych źródeł na Soborze Watykańskim II. Owocem tych działań są dzisiaj wielorakie metody modlitwy kontemplacyjnej bazujące na tradycyjnym nauczaniu mistyków.

Chciałbym w tym miejscu podjąć próbę opisania i właściwego nazwania tego, co nazywamy doświadczeniem kontemplacyjnym. Posługujemy się różnymi słowami: modlitwa wiary, modlitwa serca, czysta modlitwa, modlitwa prostoty, aktywne rozważanie, aktywna cisza i wreszcie kontemplacja. To różne nazwy tej samej metody bazującej na historycznych praktykach wprowadzających na drogę oświecenia duchowego. Modlitwa kontemplacyjna jest odpowiedzią dla wielu ludzi Zachodu, którzy kierują swoją uwagę ku niebezpiecznym praktykom kontemplacyjnym i mantrycznym zaczerpniętym z kultury wschodu (buddyzm, hinduizm, taoizm, New Age).

Na początku trzeba podkreślić, że za każdym razem kontemplacja jest trochę inna. Zmieniają się zarówno jej treść, jak i owoce. Co więcej, każdy człowiek inaczej będzie ją przeżywał i jednocześnie zrodzi ona w nim różne łaski nadprzyrodzone. Mimo wszystko da się zauważyć pewne dwa szczególne rodzaje poruszeń kontemplacyjnych, które świadczą o autentycznym doświadczeniu Bożej obecności.

Jeśli ktoś kontemplując, doświadcza nagłego i nieoczekiwanego oświecenia umysłu to znawcy duchowości powiedzą, że w takim człowieku goreją „płomienie cherubiczne” (od anielskiego chóru cherubinów). Cherubiny w symboliczny sposób wyrażają mądrość Bożą. Jako istoty przebywające w najbliższym otoczeniu Boga mają dostęp do Jego zamysłów i planów w sposób doskonalszy niż to może osiągnąć człowiek jedynie przez używanie rozumu. W czasie kontemplacji człowiek doświadczający płomieni cherubicznych doznaje olśnienia, które sprawia, że zaczyna patrzeć na swoje życie, problemy lub rzeczywistość w sposób niedostępny dla rozumu. Zachwycony mądrością płynącą z góry trwa w kontemplowaniu Prawdy. Kontemplacja jest ze wszech miar wchodzeniem, zamykaniem, ukryciem, widzeniem, oddawaniem. Jest wchodzeniem w człowieczą głębię, w serce cherubiczne, płonące ogniem Ducha Pocieszenia. Tym samym człowiek zmierza w kierunku Boga, Boskiego tronu, na którym zasiada Król dusz. Wchodzi zarazem w głębiny samego Boga – w Najświętszą Głębokość, Szerokość, Długość i Wysokość. Kontemplacja uświadamia, że należy ogarnąć duchem ten nieskończony wymiar Boskiego „Jestem”. Doświadczenia cherubiczne zdarzają się częściej w dominikańskim podejściu do duchowości.

Ci z kolei, którzy w czasie modlitwy głębi odczuwają niepojętą i przekraczającą wszelkie doznania miłość, doświadczają „płomieni seraficznych” (od anielskiego chóru serafinów). W klasyfikacji anielskiej serafini zajmują pierwsze miejsce i mają bezpośredni dostęp do Boga. W tradycji utożsamiani są z Bożą miłością, która z potężną siłą promieniuje od Boga. Słowo hebrajskie שרף (saraf) oznacza „płonąć, spalać się”. Mamy zatem do czynienia z istotami, które płoną miłością i z miłości. Osoba, która w czasie kontemplacji otrzymuje dar seraficzny, przenosi się do rzeczywistości bliskości Boga. Uniesiona porywem miłości doświadcza niemal ekstatycznej utraty przytomności. Zatracenie w Bogu staje się „słodkim umieraniem”, w którym człowiek całkowicie oddaje się do dyspozycji Bożej miłości. Święta siostra Faustyna Kowalska pisała: „Kiedy weszłam na chwilę do kaplicy, dał mi Pan poznać, że pomiędzy duszami wybranymi, ma szczególnie wybrane, które wzywa do wyższej świętości, do wyjątkowego ze sobą zjednoczenia. Są to dusze seraficzne, od których Bóg żąda, aby Go więcej kochały, aniżeli dusze inne, choć wszystkie w klasztorze żyją, a jednak tego więcej kochania Go, żąda od poszczególnej nieraz duszy. Dusza taka rozumie to wezwanie, bo jej Bóg daje to wewnętrznie poznać, ale jednak może za tym pójść, a może nie pójść, od duszy zależy być wierną pociągnięciom Ducha Świętego, albo stawić temu Duchowi Świętemu opór”. Doświadczenia seraficzne zdarzają się zwłaszcza we franciszkańskim podejściu do kontemplacji.

Na końcu warto zaznaczyć, że oba te doświadczenia są darmową łaską Bożą. Łatwo je pomylić z doświadczeniem oświecenia przez własny umysł i doświadczeniem miłości własnej. Ostateczne rozstrzygnięcie przychodzi dopiero, gdy spojrzymy na owoce. W tym rozeznawaniu wielce pomocna wydaje się także osoba kierownika duchowego lub spowiednika.

Modlitwa kontemplacyjna nie jest techniką, lecz prowadzeniem Bożym, którego celem jest zjednoczenie z Bogiem. Chodzi o to, że człowiek nie osiąga tego stanu samodzielnie, ale przygotowuje się do niego, tworząc odpowiednie warunki zewnętrzne i wewnętrzne. Ważna są: postawa ciała, cisza, miejsce. Objawem autentycznej kontemplacji będzie zmiana postrzegania rzeczywistości. Celem jest patrzenie na świat oczami Jezusa. Człowiek smakujący Słowa Bożego włącza je w swoje życie i zachodzi w nim głęboka przemiana. Pomocą jest cnota nazywana przez scholastyków docilitas (łac. „pojętność). Jest ona umiejętnością dostrzegania Bożego działania w świecie i historii swojego życia. To o niej czytamy w pismach duchowych: Docilitas est aptitudo bene acouirendi rectam opinionem, ab alio, sicut solertia a seipso. Docilitas jest zdolnością dobrego uzyskiwania słusznych zdań od kogoś innego (Boga); zręczność, przebiegłość i spryt od siebie samego.

Pierwszym warunkiem, bez którego nie wejdziemy w życie kontemplacyjne, jest cisza. Unikać należy dialogowania i intelektualizowania. W tym sensie kontemplacja zasadniczo różni się od tradycyjnych form modlitewnych. Chodzi o to, aby smakować chwili Bożej obecności. Zacząć doświadczać tego, czego szukamy w tradycyjnej formie modlitwy. Pozwolić Bogu działać. Dać się ponieść Bożej obecności. Bardziej słuchać, niż mówić. Owocem takiej modlitwy będzie wzrastająca świadomość Boga jako źródła i centrum wszystkiego. Świadomość ta przejawia się w miłości do Boga i bliźnich. Miłości trudnej, wymagającej, ukrzyżowanej. Przestrzenią ducha, gdzie może on rozwinąć skrzydła, jest cisza. Cisza nie tylko wyraźniej mówi, ale i dokładniej słyszy. Ludzkie serce ma ukryte skarby, strzeżone w tajemnicy, w ciszy zapieczętowane; myśli, nadzieje, sny, przyjemności, których uroki zostały zniszczone, gdyby zostały ujawnione.

Kiedy już wybierzemy miejsce i czas na modlitwę, dajemy sobie kilka minut na wyciszenie i pozwalamy naszym myślom spokojnie przepływać przez naszą świadomość, aż do momentu, gdy poczujemy, że nie są one dla nas rozpraszające i „ciężkie”. Warto wyobrażać je sobie jako białe chmury, które spokojnie suną po niebie. Potrzebna jest tu cierpliwość i wytrwałość. Im więcej bagażu ze świata zewnętrznego, tym więcej czasu poświęcimy na dobre przygotowanie. Późniejsze etapy zamykają się w czterech punktach:

Po pierwsze, należy wybrać święte słowo i powtarzać je. Metoda ta nazywana jest hezychazmem ('ησυχασμóς, hesychasmos; od greckiego 'ησυχία, hēsychía – wyciszenie), czyli rytmicznym powtarzaniem (najlepiej w połączeniu z oddechem). Może to być słowo Jezusa lub dowolny fragment (np. „Panie, Ty wiesz, że Cię kocham!”). W ten sposób słowo staje się częścią kontemplującego. To moment, w którym nie trzeba się spieszyć. Wybrane zdanie nie powinno być zbyt długie i powinno być łatwe do zapamiętania. Należy wybrać tekst, który porusza nas duchowo (budzi pokój lub niepokój). Hezychazm jest formą duchowości chrześcijańskiej, która ma pomóc człowiekowi w zjednoczeniu z Bogiem poprzez oczyszczenie umysłu i serca. Hezychaści byli podziwiani za rozumienie natury człowieka, zdecydowane i nieustanne dążenia do jedności z Bogiem, konsekwencję, wytrwałość, umiejętność rozróżniania tego co dobre, od tego co złe i za wiele innych cnót, na które pracowali dzień po dniu.

Po drugie, należy zamknąć oczy i pozwolić na działanie Bożej obecności. Ważne jest skupienie. Od tego etapu Bóg czuwa razem z kontemplującym na modlitwie. Nadal należy przywoływać święte słowo i słuchać, co ono mówi i jakie skojarzenia wywołuje. Kontemplacja widzi wszystko naraz, obejmuje całość rzeczywistości prostym niczego niewyróżniającym spojrzeniem.

Po trzecie, należy być cały czas świadomym swoich myśli, uczuć i ciała. To moment poznania, w którym można poczuć siebie i to, w jaki sposób Bóg działa w duszy. W praktyce kontemplacyjnej jest to moment pocieszenia i dziękczynienia za bliskość Boga.

Po czwarte, należy zasmakować w ciszy i w niej odpocząć. Jest to etap nabierania sił na wprowadzenie słowa w życie. Kontemplacja wchodzi do naszej codzienności i podtrzymuje Ducha Bożego we wszystkim, co myślimy i robimy.

Doświadczenie kontemplacyjne świadczy o rozwoju życia duchowego i jest dowodem na to, że penitent robi szybkie postępy w życiu duchowym. Ojciec Nicanor Austriaco OP zauważa: „Jeśli wierzymy, że Bóg jest, że stworzył wszystko i rządzi wszystkim mocą swej opatrzności, wówczas otwiera się przed nami wspaniała forma kontemplacji. Wszystko bowiem można odczytywać w świetle Boga”. Pamiętać jednak należy, że nawet największy dar bardzo łatwo można zniszczyć poczuciem wyższości i wyjątkowości, który w skrócie nazywamy pychą duchową.

Na koniec opowiadanie ze Wschodu, o tym czego może dokonywać prosta modlitwa kontemplacyjna. Na pewnej wyspie mieszkali trzej pustelnicy. Posiadali oni trzy ikony, a ponieważ byli ludźmi prostymi, niewykształconymi, to modlili się przed tymi ikonami tylko tą prostą i osobliwą modlitwą: „Troje was i troje nas, pobłogosław Panie nas”. I tak stale powtarzali tę jedną modlitwę. A oto przybył do tej wyspy biskup i jego świta i starcy poprosili, by nauczyli ich się modlić. Podróżnicy zaczęli ich uczyć modlitwy „Ojcze nasz”, a kiedy już ich nauczyli, popłynęli dalej morzem na swym statku. Jednak ledwie odpłynęli trochę od brzegu, zobaczyli nagle, że trzej starcy, którzy uczyli się od nich modlitwy, biegną za nimi po wodzie i krzyczą: „Zatrzymajcie się, zapomnieliśmy waszej modlitwy”. Gdy biskup i pozostali zobaczyli ich chodzących po wodzie, zdumieli się i bez zatrzymania powiedzieli im tylko: „Módlcie się tak, jak umiecie". Starcy powrócili i pozostali przy swojej modlitwie: „Troje was i troje nas, pobłogosław Panie nas”.

 

 

***

 

 

Penitent: Boję się ciszy i milczenia. Nie wiem, czy wytrwam na rekolekcjach ignacjańskich.

Kierownik: Cisza najbardziej przeraża ludzi, nie jest jednak wcale taka zła. Milczenie z kolei nie jest dyscyplinowaniem ust, ale ucha. Jestem przekonany, że dasz sobie radę.

Inne artykuły autora

Anioły i demony