Zaszło daleko idące nieporozumienie. Nie jestem tym, za kogo mnie uważacie i nie jest to z mojej strony żadna kokieteria. Po prostu, jesteście w błędzie. Zmyliły was pozory. Od kiedy zwiększyła się moja obecność w mediach, a liczba wyświetleń i wejść na blog przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania, zauważyłem, że niektórzy widzą we mnie kogoś zupełnie innego niż jestem w rzeczywistości. Chciałbym zatem teraz zburzyć ten obraz.
Po pierwsze, część bierze moje wypowiedzi i teksty bardzo na serio. Zachwala je lub potępia. Daje temu wyraz w komentarzach i wiadomościach, które otrzymuję. Problem polega na tym, że wbrew pozorom, nie uważam własnych treści za wybitne i warte czyjejś uwagi. Niektóre z nich autentycznie mnie nudzą. Jeżeli jednak ktoś ma takie pragnienie, aby słuchać podcastów „Myśli Ojca Mateusza” czy czytać mojego bloga, to ja nic na to nie poradzę. Jego sprawa. Widocznie komuś to pomaga. Nie taki jednak jest mój cel. Osobiście uważam, że jest milion ciekawszych rzeczy do przeczytania i wysłuchania. Na mojej półce jest mnóstwo książek, które chcę jeszcze czytać i znajdować w nich „Boże iskry”. Moje zamiłowanie do literatury jest wręcz niepoprawne. Czy nie przeraża was fakt, że w ciągu naszego krótkiego życia nie zdążymy przeczytać wszystkich wielkich dzieł jakie zostawiła nam literatura? Mnie przeraża, ale przecież nie wydłużę swojego życia, bo tak mi się podoba. Skazany jestem na poznanie jedynie znikomej części dorobku, który zostawili nam wielcy poeci i pisarze.
Po drugie, nie jestem dziennikarzem. Wbrew obiegowej opinii i przynależności do stowarzyszenia dziennikarskiego, nigdy nie byłem i nie będę dziennikarzem. Nie posiadam żadnego wykształcenia w tym kierunku i nawet nigdy nie marzyłem o tym, żeby zajmować się dziennikarstwem. Co więcej, moja opinia o dziennikarstwie współczesnym jest raczej negatywna, więc tym bardziej nie ciągnie mnie do rzeczy, o której nie mam bladego pojęcia, a nawet w pewien sposób mnie odstrasza. Niech robią to mądrzejsi i ambitniejsi. Rzeczą natomiast, którą się zajmuję jest publicystyka, czyli swobodne wyrażanie swoich myśli i opinii. Z nieznanych mi powodów niektórych interesuje to, co myślę i sądzę o świecie. Owa publicystyka, w przeciwieństwie do dziennikarstwa, zwalnia mnie z obowiązku bycia obiektywnym. Jedyną rzeczą, którą chciałbym zachować jest „bezstronność” i poszanowanie opinii drugiego człowieka, bo jest tylko jedna rzecz, której szczerze nie znoszę , a o której pisałem już niejednokrotnie. Kto ciekaw niech szuka.
Po trzecie, moich wypowiedzi nie wolno traktować jako dogmatów, chyba, że rzeczywiście sam Kościół uznał jakieś prawdy za dogmat, ale wtedy nie są one moje, a jedynie się na nie powołuję. Jestem księdzem, zakonnikiem i teologiem, chociaż w tym ostatnim przypadku nie przeceniałbym swoich umiejętności. Teologia jest dla mnie narzędziem pracy, a nie pasją. Moje podejście do niej jest bardziej pragmatyczne niż naukowe. W kwestiach teologicznych raczej zadaję pytania innym niż stawiam własne tezy. Jedyną rzeczą, co do której czuję się trochę pewniej, jest kierownictwo duchowe, ale i w tym względzie popełniam błędy, a czasami brakuje mi rzetelnej wiedzy i doświadczenia. Mam jednak jedną cechę w tym względzie, która po części mnie broni. Otóż, staram się być w tej dziedzinie rzetelny. Czytam, dopytuję, konfrontuję swoje pomysły z innymi.
Po czwarte, posiadam dość jasne poglądy, ale nie wszystkie z nich muszą być od razu ujawniane, zwłaszcza, że jako osoba duchowna utożsamiany jestem z Kościołem. Moje prywatne poglądy na wiele spraw pozostaną tajemnicą. Myślę, że gdyby inni je poznali to zmieniliby o mnie zdanie, a może nawet mnie potępili. No cóż, każdy posiada takie poglądy na jakie zasługuje. Tym bardziej zaskoczony jestem faktem, że część domaga się z mojej strony wyrażania opinii i myśli. Słyszałem nawet, że dla niektórych są inspirujące. Nie przesadzałbym w tym względzie. Jeżeli jest coś ciekawego w tym, co mówię, to tylko dlatego, że wymyślił to ktoś inny, a ja po prostu zapomniałem jak się nazywał i gdzie to zapisał.
Na koniec tej samokrytyki chciałbym zaznaczyć, że lubię to, co robię. Ksiądz, który zajmuje się kierownictwem duchowym i publicystyką to naprawdę ciekawe zajęcie. Dopóki są tacy, którzy proszą o kierownictwo i słuchają moich opinii uważam swoje zadanie na ziemi za spełnione. Pozostaje jeszcze kwestia mojego zbawienia, ale tą akurat oddaję w ręce łaski i mojego sumienia. Wierzę, że to, co robię będzie ignacjańskim „magis” i nie ściągnie na mnie wyroku potępienia. Nie traktujcie mnie jednak zbyt poważnie. Jeżeli starczy mi życia (w co wątpię!) to postaram się kiedyś opisać moje życie i to, co kryje się w zakamarkach mojego szalonego umysłu. O jedno was tylko proszę, nie miejcie mi za złe, że chlubię się ze swoich słabości. Podobno jest to bardzo chrześcijańskie, ale co ja tam mogę wiedzieć.