Amazonia bliska jest mojemu sercu. Jako miłośnik książek Wojciecha Cejrowskiego głęboko w sercu zapadły mi obrazy dzikich plemion i dziewiczej przyrody, którą przemierzał tytułowy gringo. Mogę nawet powiedzieć, że tęskniłem za idylliczną Amazonią, którą odwiedził znany podróżnik. Świadomość, że są jeszcze na świecie miejsca, gdzie „cywilizowany” człowiek nie dotarł ze swoją skłonnością do niszczenia, ulepszania i „cywilizowania” budziła we mnie nadzieję na to, że gdzieś tam daleko ludzie żyją normalnie. Nie przejmują się sporami politycznymi, nowym iPhonem czy porannym smogiem. Żyją według cyklów przyrody i rytmu, który nadał sam Bóg. Jakże wielkie zatem było moje zdziwienie, gdy po raz pierwszy usłyszałem, że to właśnie w Amazonii odbędzie się najważniejszy synod ostatnich lat. W duszy pytałem sam siebie: Czy Amazonia rzeczywiście chce zajmować się problemami całego świata? Czy to właśnie tam znaleziono receptę na kryzys w Kościele, brak poszanowania dla celibatu księży i ratunek dla świata w wielkiej ekologicznej katastrofie?
Kolejne dni synodu nie przyniosły odpowiedzi na postawione wyżej pytania. Co więcej, po pewnym czasie zacząłem się zastanawiać, gdzie właściwie leży synodalna Amazonia. Co prawda zaproszono lokalnych szamanów, niewinną ludność tubylczą, odśpiewano nawet pieśń ku czci Matki Ziemi, ale nadal nie mogłem zrozumieć, dlaczego właśnie Amazonia tak mocno dąży do zmian na świecie. Cóż takiego się stało, że ta oaza spokoju i normalności zaczyna wprowadzać rozwiązania, które dla niej samej wydają się niezrozumiałe? Czy rzeczywiście święcenia dla viri probati to nadzieja dla niezewangelizowanych obszarów znad Amazonki i Orinoko? Czy grzech ekologiczny to spędzający sen z powiek problem ludzi, którzy z naturą żyją za pan brat?
Nad wszystkim unosił się znany mi duch „cywilizowanego” reformatorstwa znad Renu i Dunaju. Po raz kolejny światli Europejczycy wykorzystali okazję do realizacji swoich celów w białych rękawiczkach. Nie godzę się na takie postępowanie! Zostawcie Amazonkę w spokoju, bo może okazać się, że to właśnie ona w swojej biedzie, niewinności i ufności wytrwa przy Chrystusie, gdy katedry w Kolonii, Berlinie i Wiedniu porośnięte będą dziką puszczą.