Błogosławieni łagodni

Jedno z błogosławieństw wypowiedzianych w czasie Kazania na Górze przez Jezusa dotyczy łagodnych, którzy za swoją postawę ostatecznie mają otrzymać w posiadanie ziemię. Początkowo może wydawać się, że łagodność nie jest wcale taka dobra. Raczej skłonni jesteśmy do tego, aby wzbudzać w nas siłę, gniew i oburzenie wobec niesprawiedliwości, która nas spotyka. Jednak takie „boksowanie” się ze światem niestety nie przynosi rozwiązania problemów, a już na pewno nie jest postępowaniem ewangelicznym.

Słuchając wywiadu ze znaną polską psycholożką doznałem olśnienia właśnie w tej materii. Pani psycholog miała tego pecha, że kilka godzin przed spotkaniem z dziennikarzem została okradziona. Złodziej wykradł jej portfel, w którym miała całą pensję  z poprzedniego miesiąca. Dziennikarz zatroskany o nią chciał się dowiedzieć, czy nie jest przygnębiona faktem, że żyje w takim świecie, gdzie doświadczamy zła i niesprawiedliwości. Jednak wbrew oczekiwaniom dziennikarza pani psycholog, z uśmiechem na ustach, powiedziała do niego: „Nie jest smutna ani przygnębiona. Pomyśl, jak bardzo musiał ucieszyć się ten człowiek,  gdy znalazł w portfelu tyle gotówki”.
Jest w takim myśleniu nuta szaleństwa, ale szaleństwa ewangelicznego, które widzi więcej, czuje mocniej, cieszy się tam, gdzie inni się smucą i smuci, gdy inni „cieszą się życiem”. Także w moim życiu cytat ten odegrał istotna rolę. Umieściłem go na zaproszeniach, gdy składałem wieczystą profesję zakonną. Głęboko wierzyłem, że w cichości i łagodności poznaje się człowieka prawdziwie Bożego i oddanego Bogu. Na nic zdadzą się górnolotne doświadczenia i stany mistyczne, jeżeli zabraknie cichości i łagodności. Słowa te potraktowałem jako wielkie zadanie, które stoi przed człowiekiem konsekrowanym. Bycie podobnym do Jezusa oznacza przecież pójcie właśnie tą droga. Nie kto inny, ale sam Jezus powiedział przecież o sobie, że „jest cichy i pokornego serca”.