Każdy człowiek, którego spotykam jest dla mnie lekcją – zadaniem do odrobienia. Bóg posługuje się ludźmi, żeby objawić swoje zamysły. Robi to w niesamowicie ciekawy sposób. Często inspiruje, strofuje, skłania do empatii, przyrównuje moje życie do innych, odkrywa tajemnice ludzkiej duszy.
Na tym jednak się nie kończy. W drugim człowieku, którego spotykam, Bóg się uśmiecha, smuci, cierpi i kocha. Nie było w moim życiu ludzi niepotrzebnych. Nawet jeśli relacje z nimi określam jako trudne lub wrogie, to jednak z perspektywy czasu zaczynam doceniać ich obecność.
Spotkanie z drugim człowiekiem ma zawsze dla mnie wymiar metafizyczny. Drugi jest dowodem na to, że nie jestem sam na tym świecie, że istnieje duże prawdopodobieństwo istnienia innych świadomości, uczuć, pamięci, myśli. Świat jest niesamowity, a jednocześnie nadal pozostaje dla mnie zagadką, tak jak drugi człowiek. Nigdy nie poznam go do końca i tak, jakby on sam chciał. Sam siebie nie jestem w stanie poznać, bo ciągle siebie zaskakuję i odkrywam nowe rzeczy.
Te nowe rzeczy, które odkrywam nie są wbrew pozorom niczym przyjemnym. Wiedza o sobie czyni wolnym, ale wcale nie musi przynosić radości, bo jak napisał Reamrque: „Im mniej człowiek wie, tym łatwiej mu żyć. Wiedza daje wolność, ale unieszczęśliwia”.
Spotkaj człowieka i zakochaj się w nim. Patrzysz na kogoś podobnego, a jednak zupełnie różnego od ciebie.