Jak sobie poradzić, gdy ktoś bliski odchodzi z Kościoła?

Bóg od samego początku uczynił ludzi wolnymi. Pragnął, aby w wolności każdy miał prawo do podejmowania decyzji – także tych, które dotyczą samego Boga i miłości względem Niego. To podstawowe założenie wydaje się kluczowe w zrozumieniu i właściwym przeżywaniu bólu po odejściu kogoś bliskiego ze wspólnoty Kościoła.

Na samym początku trzeba powiedzieć, że nie od dzisiaj ludzie świadomie i dobrowolnie opuszczają Kościół. Jednak dzięki powszechnemu dostępowi do mediów i portali społecznościowych współczesne odejścia z Kościoła często wiążą się z gorącą dyskusją i ich nagłaśnianiem, co ma świadczyć o tym, że Kościół pozostaje w kryzysie lub głosi nieprawdę. Na szczęście świętość Kościoła nie zależy od naszej grzeszności, ale wypływa ze świętości samego Chrystusa. Oczywiście każde odejście jest wielką stratą i wiąże się z bólem dla całego Kościoła i samego Boga. W tym wszystkim trzeba jednak jakoś się odnaleźć i wybrać konkretną postawę wobec Boga i odchodzącego.

W tym miejscu podkreślić należy, że zmiana wyznania lub porzucenie wiary katolickiej nie jest sprawą błahą. Świadome porzucenie wiary i odejście z Kościoła skutkuje ekskomuniką, a ta stanowi najcięższy rodzaj kary, jaką w Kościele się przewiduje. Dla człowieka wierzącego i ugruntowanego w wierze odejście kogoś bliskiego jest rzeczą niesamowicie trudną. Pomijam fakt, że w każdym wierzącym rodzi ono naturalne pytania o własną wierność, o zaangażowanie i o to, jak sobie radzę z wątpliwościami, których doświadczam we Wspólnocie. Powodów odejścia z Kościoła są na pewno tysiące. Jedne stają się jawne, inne zapewne pozostaną na zawsze wielką tajemnicą tych, którzy odeszli.

Dla osób, które zmagają się i cierpią z powodu odejścia kogoś bliskiego, ważne wydaje się przyjęcie założenia, że do miłości i wiary nie da się nikogo zmusić. Źle by się działo, gdyby ktoś bez wewnętrznego przekonania i wolności trwał w Kościele i świadomie (lub nieświadomie) mu szkodził. Odejście bliskiej osoby od wiary lub zmiana wyznania skłaniać nas powinna do jeszcze większej gorliwości. Zdarza się bowiem, że to przez naszą hipokryzję ludzie tracą wiarę. Przyjąć musimy prawdę, że nic nie jest nam dane raz na zawsze. Wiara sama w sobie domaga się ogromnego wysiłku. Na naszej drodze możemy spotkać sytuacje, gdy ktoś nas w Kościele zrani, skrzywdzi lub nie zawsze będziemy wszystko rozumieli. Co więcej, także nie zawsze my zostaniemy zrozumiani. Te wszystkie sytuacje często układają się w całość, ale pamiętajmy, że nie jesteśmy w Kościele ze względu na ludzi, ale ze względu na Chrystusa i nasze własne zbawienie.

Być może wyda się to truizmem, ale zobowiązani jesteśmy do pamięci modlitewnej za tych, którzy zdecydowali się na odejście. Źle się dzieje, gdy w stosunku do tych osób stosujemy pewien rodzaj nagonki lub prześladowania. Dobrze wiemy, jak rani nas krytyka i oskarżanie od tych, którzy opuścili Kościół i stali się Jego wrogami. Przyjmijmy to w duchu pokuty za nasze błędy i grzechy. Jednocześnie brońmy prawdy i wiary! Potrzebna jest w tym wszystkim wielka delikatność i wyrozumiałość. Tylko poprzez chrześcijańską miłość i wiarę w nadprzyrodzoność możemy wzbudzić w kimś nadzieję, że droga powrotu do Kościoła jest cały czas otwarta. Jednocześnie nie powinniśmy ustawać w dbaniu o własne uświęcenie i wzbudzać nadzieję na to, że Bóg potrafi zawrócić człowieka z błędnej drogi.

Na koniec nie pozostaje nic innego jak zachęcić do modlitwy za wszystkich, którzy odeszli z Kościoła, ale także za tych, którzy w swoim sercu rozważają taką możliwość. Pewne jest to, że nie słowem ani naleganiem, ale postawą życia i autentycznością jesteśmy w stanie przekonać ludzi do Boga i Kościoła.