Kiedy źli ludzie zaczynają się modlić

Pocieszające i gorszące jednocześnie jest zdanie, że Bóg nie ma względu na osoby. Z jednej strony podoba się nam ta bezstronność i sprawiedliwość. Każdy z nas chce przecież być osądzonym sprawiedliwie i z umiarem. Oburzalibyśmy się na to, że w łaski Boga można się jakoś wkupić. Z politowaniem patrzylibyśmy na Ojca w niebie, który faworyzuje swoich ulubieńców, a krnąbrne dzieci odpycha i nie chce ich znać. Z drugiej strony fakt, że Bóg nie ma względu na osoby może rodzić poczucie krzywdy. Chcielibyśmy liczyć na „przychylne oko” Boga, gdy pozostajemy Mu wierni.

Wyobraźmy sobie, że przychodzimy do Kościoła i możemy usłyszeć modlitwy innych ludzi. Jednocześnie mamy wgląd w myśli Boże i widzimy kogo dzisiaj Bóg wysłucha i w jaki sposób przyjdzie mu z pomocą. Bóg wszystkich potraktuje z miłością, ale wcale nie jest powiedziane, że wszyscy odejdą zadowoleni.

Bóg wysłucha Pani Basi, która codziennie się modli i często chodzi na Mszę w tygodniu. Bóg wysłucha Pana Adama, który jest w kościele po trzech latach przerwy. Bóg wysłucha dziecko, które jeszcze nie zna modlitewnych formułek i zwyczajnie przyklęknie przed prezbiterium. Bóg wysłucha największego mistyka i największego grzesznika. Pod koniec może się okazać, że najwięcej ze swojej modlitwy wyniósł ten, który nie śmiał oczu wznieść ku niebu, a kończący trzecią litanię w ciągu dnia wierny katolik pozostanie jedynie dumny ze swojego uporu. Sprawa może się jeszcze bardziej skomplikować. Modlitwa sprawiedliwego we własnych oczach może przynieść zupełnie inne owoce niż grzesznika, który nawet nie za bardzo wie. jak się modlić. Tu dochodzimy do istoty sprawy, która została wyjaśniona w przypowieści o faryzeuszu i celniku.

Obaj przyszli do świątyni, żeby się modlić. To bardzo dobry początek. Faryzeusz jest bez wątpienia człowiekiem wykonującym sprawiedliwe uczynki. Pości, składa dziesięciny i zna Prawo, które Bóg dał ludziom. Celnik nie jest zapewne człowiekiem świętym. Tak to już bywa, że przy dużych pieniądzach nawet najuczciwsi potrafią złamać sobie sumienie. Faryzeusz w czasie swojej modlitwy poznaje prawdę o innych. Wie, że są zdziercami, cudzołożnikami i celnikami. On taki nie jest. Modlitwa mówi mu prawdę o świecie, ale nie to jest w modlitwie najważniejsze. Faryzeusz nie zna przede wszystkim prawdy o sobie.

Inaczej sprawa ma się z celnikiem, który nie wspomina o innych. Oni nie są treścią jego modlitwy. Nie ocenia ich. Dzięki modlitwie poznaje jednak prawdę o sobie samym. Taka modlitwa przyniesie wymierne owoce. Będzie gorsząca dla „sprawiedliwych” i stanie się nadzieją dla tych, którzy modlą się szczerze i prosto.

Niektórzy mówią, że nie potrafią się modlić. Ja twierdzę, że wielu ludzi nie wie, że się modli. Modlitwa jest bowiem najprostszą czynnością na świecie.  Mamy modlić się tak jak potrafimy i nie powinniśmy się modlić tak, jak nie potrafimy. Jeżeli kogoś usypia różaniec, albo nudzi medytacja, niech szuka takiego sposobu, który służy mu w danej chwili. Wielu świętych nic nie mówiło na modlitwie. Modlili się pragnieniem Boga, bo już samo pragnienie modlitwy staje się modlitwą. Dzięki temu nagle okaże się, że Bóg jest bliżej nas niż nam się wydaje. Modlitwa przestanie być obowiązkiem i udręką. Stanie się częścią naszego życia. Będzie jak powietrze, którym oddychamy. Nadzieją, że Bóg nie będzie miał względu na osoby, a prawdziwa wiara nie będzie oznaczała długich modlitw i wielomówstwa, ale ufność, że Bóg usłyszał mnie już za pierwszym razem.