Od wybuchu pandemii prawda jest w cenie. Podobnie jak na wojnie to ona stała się pierwszą ofiarą koronawirusa. Najpierw problemem było to, czy pandemia w ogóle istnieje. Informacje były rozbieżne, argumenty też. Pytano: Stworzona przez człowieka czy zemsta przyrody? Chińczycy czy Amerykanie? Groźna choroba czy zwykła grypa? Jedni płakali, drudzy się śmiali. Było 6 przypadków zamknęli wszystko. Jest 20 tysięcy mówią, że to norma. Rozumiem, że wiedzę zdobywa się powoli, ale chodzi mi o to, kto i kiedy mówił prawdę i czy popełniono jakieś błędy. Tylko tyle i aż tyle! Przyznanie się do niewiedzy też może okazać się mądrością, ale niech ktoś to powie.
Wreszcie jesienią zachorowałem na COVID i okazał się całkiem realny. Koronawirus przyszedł do mnie bez względu na zapewnienia, że nie istnieje. Nosiłem maseczki, płyny, trzymałem dystans. Teraz słyszę, że właściwie nie wiadomo czy to pomaga. No to jak? Kogo mam słuchać? Wróżki, naukowców, intuicji?
Dziś wszyscy głowią się nad tym, czy się szczepić czy nie. I znowu jestem w kropce. Z jednej strony szczepienie ma mnie chronić, ale do tej pory nie wiem, na jak długo i czy w ogóle mam jakąś pewność, że nie zachoruję. Powikłania też podobno są, ale nie wiadomo jakie, bo przecież „będzie wiadomo, jak się zaszczepisz”. Czy ktoś jeszcze nad tym panuje? Czy świat wpadł w popłoch i chwyta się wszystkiego, co ma pod ręką?
Podobnie sprawa ma się z produkcją szczepionek. Kto mi powie prawdę? Skuteczne czy nieskuteczne? Z pociętego materiału genetycznego czy z komórek nienarodzonych dzieci? To dla mnie ważne pytania. Bez odpowiedzi na nie nie mogę podjąć decyzji, a przecież w grę wchodzi życie moje i innych. To także kwestia sumienia. Gdzie mam szukać autorytetów w tym względzie? W internecie, na uniwersytetach, czy na osiedlowym bazarze?
Wychodzi na to, że wyboru nie dokonam na podstawie różnych racji, ale zakamuflowanych kłamstw. I właśnie tego mam dosyć!