Są w naszym życiu rzeczy tak oczywiste, że o nich zapominamy. Nikt przecież nie śledzi nieustannie bicia własnego serca, kolejności wdechów, siły grawitacji, upływającej wody w Wiśle, czy niebieskiego nieba, które mamy nad głowami. Te oczywistości kolą nas w oczy dopiero, gdy coś im zagrozi lub gdy człowiek odda się myślom niepokornym z pogranicza metafizyki i mistyki.
Podobnie jak niebo nad głową i woda w kranie, także w życiu duchowym mamy do czynienia z pewnymi oczywistościami. Jedną z nich jest nieustanne błogosławieństwo, które na nas spływa. Bóg błogosławi człowiekowi od momentu gdy uznał, że człowiek jako stworzenie był „bardzo dobry” (por. Księga Rodzaju). Nasz Stworzyciel wystawił nam zatem „piątkę” z istnienia. Jesteśmy prymusami wśród czwórkowiczów, bo cała reszta istot na niebie i ziemi została uznana tylko (i aż!) za „dobre” (por. Księga Rodzaju). To wyróżnienie stawia nas w wyjątkowym miejscu względem Boga.
Jesteśmy zanurzeni w Bożej łasce na tyle mocno, że umyka nam w codzienności jej obecność i działanie. Bez względu na wszystkie problemy i trudności żyjemy pod otwartym niebem łaski. W związku z tym powinniśmy docenić nasze Boże oczywistości. Żyjemy bowiem dłużej niż sobie możemy zaplanować. Otrzymujemy więcej niż na to zasługujemy. Jesteśmy kochani mocniej niż kochamy innych.
Podziękuję dziś Bogu za oczywistości, bo przecież wcale nie muszą być takie oczywiste.