Tragedia

Nie lubię teatru. Nie, nie tego prawdziwego teatru, ale teatru, który rozgrywa się wokół nas. Czy tego chcemy, czy nie, na naszych oczach toczy się pewna gra pozorów, udawanie, aktorstwo jak w greckiej tragedii. Patrzymy, oceniamy, poddajemy się iluzji i klaszczemy, gdy kurtyna opada. Niby wszystkim chodzi o prawdę, ale przecież teatr nie może skończyć się na pierwszym akcie.

Są tacy, którzy tak mocno uwierzyli w ten teatr, że już dziś nie wierzą w prawdziwe życie. Poza teatrem świat wydaje się im nieprawdziwy, zły, banalny. Poza teatrem są nikim – szarym człowiekiem, który musi mierzyć się z prozą codzienności. Wolą żyć na scenie i pobierać gażę za kolejne występy. Z tego żyją. Nigdy nie schodzą z desek. Fikcja stała się ich sposobem na życie, działa jak opium. Najpierw podawana w małych dawkach sprawiała radość i wytchnienie. Teraz, odstawienie jej wiązałoby się z rozdzierającym bólem i przyznaniem się do uzależnienia.

Ten teatr niestety nie ma dobrego zakończenia. Jak w greckiej tragedii, nad wszystkimi ciąży fatum. Nie da się oszukać przeznaczenia. Jeżeli zgodziłeś się na zasady tej gry, to koniec może być tylko jeden. To los zgotowany Antygonie, Edypowi i Prometeuszowi. Niby było ładnie, niby wszyscy klaskali, ale tak naprawdę zamurowano nas na zawsze w obawie przed poznaniem prawdy.