Uwaga wczasowicze! Krokodyl pojawił się w Polsce

Kury przestały się nieść, turyści wyjechali, dzieci schowały się pod kołdry, a psy z niepokojem patrzyły w kierunku szuwar – tak wyglądał krajobraz w malowniczej miejscowości Okunince w 1999 roku. Wszystko to za sprawą krokodyla, który wybrał na mieszkanie okoliczne Jezioro Białe.

Zaczęło się od relacji naocznego świadka, który wracając do domu, zauważył na drodze olbrzymią bestię. Zmierzała w kierunku jeziora. Było to monstrum horrendum, informe, cui lumen ademptum (monstrum straszliwe, nieforemne, olbrzymie i ślepe – por. Wergilusz, „Eneida”). Świadek nie potrafił podać szczegółów, ale zaklinał na wszelkie świętości, że widział coś, czego widzieć nie powinien. O całym wydarzeniu poinformowano policję, straż pożarną i służby celne. Miejscowość otoczona została szczelnym kordonem i rozpoczęły się kilkudniowe poszukiwania. Co jakiś czas pojawiały się relacje nowych świadków, którzy widzieli gadzią bestię w różnych okolicznościach. Jedni twierdzili, że złote ślepia wynurzyły się z wody. Ktoś słyszał tylko pomruk dochodzący zza krzaków. Wreszcie byli i tacy, którzy na plaży widzieli wygrzewające się zielone cielsko i uśmiechniętą paszczę, która zdawała się szydzić z obławy. Wszystkie relacje zostały spisane i potraktowane z najwyższym zainteresowaniem. Niestety wielodniowe poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów. Krokodyl okazał się sprytniejszy od ludzi.

To już 20 lat od tamtych wydarzeń. Dzisiaj Okuninka ponownie cieszy się turystami i względnym spokojem. Wielu jednak nadal twierdzi, że krokodyl gdzieś tam jest. Nie przeszkadza to jednak beztroskim wczasowiczom, a sam krokodyl (jeżeli istniał) zapewne przeszedł na weganizm i ani mu się śni atakowanie ludzi. Zwłaszcza, że to dzięki ludziom stał się najpopularniejszym polskim krokodylem.

Wniosek jest prosty. Nie żebym nie wierzył naocznym świadkom, ale zastanawia mnie, jak łatwo jest uwierzyć w krokodyla z Okuninki, czy potwora z Loch Ness, a tak trudno jest uwierzyć w Prawdę.